piątek, 9 maja 2014

ZASADA 7C

Jak poznać wszystkie twarze egzotycznego miasta, jak dotrzeć do jego tajemnic, jak zbadać jego puls? Przez lata zawsze zastanawiałam się, dokąd iść i gdzie zajrzeć, by nic mnie nie ominęło i by poczuć klimat Stambułu, Marrakeszu, Pekinu, Katmandu czy Hawany...

Na bazie doświadczeń z metropoliami na różnych kontynentach udało mi się wynotować miejsca, które pozwoliły mi najlepiej zrozumieć życie miast i ich mieszkańców. A są to:
1. city  / center,
2. churches,
3. coffee shop / café,  
4. cemetery,
5. cinema,
6. casino,
7. cab. 

Moja zasada 7C zwiedzania metropolii to próba zmierzenia się w miarę możności ze wszystkimi tymi punktami. Najtrudniejsze bywają cmentarze, bo w krajach z obrzędowością buddyjską i hinduistyczną takich miejsc po prostu nie ma - prochy wrzuca się bowiem bezpośrednio do rzeki lub ustawia w urnach w świątyni. Centrum to też kwestia wieloznaczna - na przykład w Bangkoku jest jedno centrum historyczne, inne biznesowe i jeszcze centrum turystyczne - wokół Khao San Road.

Kawiarnie są natomiast chyba w każdym mieście na świecie. Co nie znaczy, że zawsze uda nam się tam wypić kawę - w Casablance dano mi jednoznacznie do zrozumienia, że kobieta nie ma czego szukać w takim przybytku. Kina i kasyna to także stały element krajobrazu pewnie niemal wszystkich miast na świecie - i warto tam iść, choć niekoniecznie po to, by zobaczyć film w egzotycznym języku lub przepuścić trochę pieniędzy. Dla mnie miejsca te - podobnie jak bazary - są doskonałym miejscem obserwacji ludzi, ich emocji i zachowań.

Taksówką przejechać się trzeba - bo nigdzie indziej nie poznaje się tak dobrze dynamiki ulicznego ruchu, zwyczajów związanych z potencjalnym naciąganiem turystów oraz subtelności dawania napiwków. Taxi to oczywiście hasło umowne i nie musi oznaczać samochodu - w Azji będzie to bowiem często tuk tuk, a w Afryce coś w rodzaju przewiewnej kolejki na kołach.

Gdzie jeszcze udać się warto? Myślę, że na masaż! Choć słowo to nie jest na "c", to i tak gwarantuje dużo wrażeń (nawet w opcji bez "happy endu"). Zwinne palce Chinek, ciężar tajskich stóp na plecach, mrowienie ciała od namydlonych szczotek w najstarszej łaźni w Baden-Baden, bliski kontakt z kąpielową w tunezyjskim hammamie - to moja niezapomniana kolekcja przeżyć z salonów masażu na czterech kontynentach.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz