wtorek, 20 maja 2014

COUNTRY ROADS

Rzadko angażuję się w akcje społeczne i niechętnie podpisuję petycje. Ale jedną sygnowałabym bez zastanowienia - tę z wnioskiem, by szczyt Sopris w Górach skalistych nazwać na cześć Johna Denvera, tragicznie zmarłego autora i piosenkarza, spod którego pióra wyszły słynne "Country Roads".

"Annie's Song" króla country, "Wo bist du" (niemieckojęzyczna wersja słynnego "Como tu") hiszpańskiego amanta Julio Iglesiasa (obaj notabene urodzili się w roku 1943) i "Goodbye my love" patetycznego Demisa Roussosa to moje ukochane utwory z dzieciństwa. Piękne, melodyjne, urzekające. Zaśpiewane czystymi anielskimi głosami. Teraz już nie nagrywa się takich piosenek. 

Ale z nich trzech to "Annie's Song" wydawała mi się przez lata najpiękniejsza na świecie. Dobrze, że jej historię usłyszałam dużo później - bo dla każdego, kto ją poznał, romantyczne słowa i dźwięczne nuty nigdy nie zabrzmią już tak samo.

Denver, którego prawdziwe nazwisko brzmiało Henry John Deutschendorf, napisał ją w roku 1974 dla swej żony, Annie Martell. Tekst powstał podobno w kwadrans, w czasie jazdy kolejką górską na górę Ajax w Colorado. Chwila wytchnienia po slalomie na nartach natchnęła piosenkarza do przelania na papier myśli związanych z miłością do ukochanej. Słuchając "Annie's Song" trudno powstrzymać wzruszenie. "Let me drown in your laughter, let me die in your arms". Znam na pamięć cały tekst.

A jednak - jak to w życiu bywa - małżeństwo Denvera się rozpadło. Wyrok sądu dotyczący podziału majątku tak rozwścieczył piosenkarza, że próbował on udusić żonę gołymi rękami. Potem zaś chwycił w szale piłę łańcuchową i przeciął nią na pół małżeńskie łoże.

Może dlatego nie lubię czytać biografii. Wolałam "Annie's Song" bez dźwięku piły w tle.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz