Obserwując pingwiny w ZOO pomyślałam o tym, jak chętnie motyw zabawnego zwierzaka we fraku wykorzystywany jest na szklanym ekranie.
Jeśli chodzi o animacje, doskonale to rozumiem - zebra i pingwin są ze względu na swą graficzną wyrazistość idealnymi motywami dla rysowników. I dobrze, bo dzięki temu powstał między innymi bezbłędny Kowalski, którego kochamy nie tylko za błyskotliwe riposty typu "To jakieś sudoku z całkami!"
Ale co ciekawe pingwiny odegrały kluczową rolę również w dwóch bardzo mocnych filmach. W "Fightclubie" na przykład są zwierzęciem wewnętrznym głównego bohatera odkrytym w czasie medytacji na spotkaniu grupy wsparcia. Że posłużę się cytatem z książki Palahniuka, na podstawie której powstał "Podziemny krąg" Finchera: "Wyobrażamy sobie z zamkniętymi oczami nasze cierpienie jako kulę
białego, uzdrawiającego światła - omywa nasze stopy, unosi się do kolan,
do pasa, do piersi. Otwierają się nasze czakry. Czakra serca. Czakra
głowy. (...) Zachodzimy do jaskiń, w których
każde z nas spotyka swoje zwierzę mocy. Moim jest pingwin."
No i klasyka thrillera - "Misery" na podstawie prozy Kinga. Więziony przez psychofankę bohater pod nieobecność swej oprawczyni wymyka się z pokoju, w którym jest więziony. Wracając zaciera niemal wszystkie ślady występku - prócz jednego: porcelanowy pingwinek już nie stoi skierowany dzióbkiem na południe - jak zawsze ustawiała go właścicielka...
I tak to z wyglądu raczej zabawne zwierzę - porównywane do kelnera z platfusem - zostało przez popkulturę osadzone w całkiem nieoczekiwanych, zupełnie niekomediowych, kontekstach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz