Moja wychowawczyni z liceum nazwała swoją suczkę Whisky. Imię w sumie do niej pasowało - psina miała sierść w kolorze tego trunku i taki luz, jakby z rana wypiła dwa drinki. To tyle o Whisky, która jest już w krainie wiecznych łowów i dzięki której zaczęłam kolekcjonować wspomnienia o niezwykłych imionach zwierząt domowych.
Czytałam kiedyś w wakacje szmirowate czytadło. Niewiele z niego zostało mi w pamięci poza kotem. Otóż przez pół życia nazywał się on Adolf Hitler - aż nagle się okocił. Zaskoczył tym wszystkich - no ale cóż: jak to czasem bywa źle określono jego płeć w dzieciństwie. Trzeba było więc zmienić mu imię na żeńskie - i tak został Ewą Braun.
Powiedz mi, jak nazywa się twoje zwierzę, a powiem ci, kim jesteś... Dlatego u znajomego programisty zwinięty w kłębek na fotelu śpi kocur Router, a Hotdog to towarzysz koleżanki lubiącej czarny humor. Z kolei mój ulubiony autor, szwedzki dziennikarz Jonas Jonasson, ma kota imieniem Molotov - zamiłowanie do historii twórcy "Stulatka, który wyskoczył przez okno i zniknął" przejawia się nie tylko w tym, co pisze.
Idąc kiedyś
ulicami Berlina usłyszałam jak młody chłopak woła swoje dwa terriery
"Schnitzel" i "Pommes". Od tej pory czekam na polską parę Kotlet i
Frytka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz