niedziela, 6 kwietnia 2014

UPADEK PLUTONA

Cykl koncertów "Orbita jazzu" w warszawskim planetarium. Z fortepianu płyną nie do końca harmonijne, ale za to jakże wyraziste dźwięki, a nad nami fascynujący taniec wykonują planety, mgławice, gwiazdy... Leżąc w odchylonych do tyłu fotelach czujemy się jak astronauci lewitujący w przestrzeni. Albo raczej jak kopiloci, którzy chwilowo nie muszą trzymać drążka i wciskać przycisków, ale mają w statku najlepsze miejsce tuż za przednią szybą - miejsce, z którego wszystko doskonale widać. 

Już dla starożytnych Greków wszechświat był synonimem ładu i harmonii. Potem Kepler opisał ruchy planet i pomógł nam lepiej zrozumieć ich wędrówkę po nieboskłonie. Choć gdy patrzę z bliska na Księżyc i Marsa, a z daleka na Ziemię, to cały ten opisany matematycznie taniec wydaje mi się głęboko tajemniczy... Na szczęście w orientacji pomagają nam napisy przybliżające różne aspekty fenomenów galaktycznych. Wenus obraca się w przeciwnym kierunku niż inne planety... Gwiazda, która ma najdłuższą nazwę, to Shurnarkabtishashutu, co po arabsku znaczy „pod rogiem byka"... Wichury na Neptunie osiągają prędkość 2 tysięcy kilometrów na godzinę...

Co we Wszechświecie widzianym z takiej bliskości zafascynowało mnie najbardziej? Jego ogrom i niezmienność... Choć przecież w naszej świadomości Układ Słoneczny ZMIENIŁ SIĘ w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat. Kiedyś w szkole kolejności planet uczyliśmy się stosując prosty trick mnemotechniczny ze zdaniem, którego słowa rozpoczynają się od tych samych liter, co ich nazwy: "Mój Wujek Zapisał Mi Jak Streścić Układ Naszych Planet" - Merkury, Wenus, Ziemia, Mars i tak dalej. Aż tu nagle w sierpniu 2006 podczas Zgromadzenia Ogólnego Międzynarodowej Unii Astronomicznej w Pradze grono specjalistów ni stąd ni zowąd orzekło, że Pluton nie jest planetą, ponieważ nie spełnia kryteriów wyróżniających ten typ ciał niebieskich. A konkretnie stwierdzono, że jest... za mały. Cóż, nasza cywilizacja dyskryminuje niewysokich - najwyraźniej również w astronomicznym wymiarze.

A jednak przywiązanie do wiedzy nabytej w szkole też coś znaczy. Może dlatego już rok po zdeprecjonowaniu Plutona, w siedemdziesiątą siódmą rocznicę oficjalnego ogłoszenia jego odkrycia, Izba Reprezentantów stanu New Mexico zaproponowała, by nazywać Plutona planetą, ilekroć będzie przemierzał wspaniałe nocne niebo nad Nowym Meksykiem. Dla mnie Pluton też na zawsze zostanie pełnoprawnym członkiem Układu Słonecznego. Wcale nie uważam, by był na to zbyt mały!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz