Kasty to nic dziwnego. JAKIEŚ są wszędzie. Najbardziej żartobliwe ujęcie tego tematu widziałam w teatrze, na spektaklu "Kasta la vista" autorstwa młodego francuskiego dramaturga Sèbastiena Thièry. W inscenizacji w Teatrze Ateneum wyglądało to tak: Tyniec przychodzi do banku, odpowiada na pytania urzędniczki, kim jest z zawodu i co robią jego rodzice mieszkający w familioku na Śląsku. I nagle po zebraniu tych danych okazuje się, że klient nie może podjąć pieniędzy ani, co gorsza, opuścić budynku, ponieważ dopuścił się przestępstwa zmiany kasty właśnie...
W trakcie rozmowy orientujemy się, że sympatyczna gra karciana, która towarzyszy nam w wieczornej dyskusji, to też gra klasowa! Osoba, której uda się zostać Wielkim Dalmutim, siedzi - zgodnie z zasadami zabawy - na najwygodniejszym fotelu i ma koło siebie chipsy oraz ciastka. A reszta graczy (na twardych krzesełkach) stara się awansować na drabinie społecznej, co nie jest łatwe, bo ci, którzy przegrali w poprzedniej rundzie, muszą oddawać wygranym najlepsze karty. "Tak jak prawdziwe życie, tak i ta gra rzadko kiedy jest sprawiedliwa. Ciężko jest utrzymać swoją pozycję społeczną, a jeszcze ciężej wspiąć się wyżej" - głosi instrukcja gry Wielki Dalmuti. Co racja, to racja... Ale grę - mimo jej kastowości - gorąco polecam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz