poniedziałek, 30 czerwca 2014

WIELKI DALMUTI

Siedzimy w międzynarodowym gronie - ja, czyli Polka z Polski, jedna Niemka z Niemiec i druga mieszkająca aktualnie w Szwecji oraz Nepalczyk, mąż jednej z Niemek. O czym rozmawiamy w tak mieszanym towarzystwie? O małżeństwach aranżowanych. I o tym, że kuzyn kolegi Nepalczyka, też Nepalczyk, poszedł do świątyni i ożenił się - wbrew woli swoich rodziców - z dziewczyną z niższej kasty, ściągając na siebie groźbę wyklęcia i sankcji majątkowych ze strony starszyzny...

Kasty to nic dziwnego. JAKIEŚ są wszędzie. Najbardziej żartobliwe ujęcie tego tematu widziałam w teatrze, na spektaklu "Kasta la vista" autorstwa młodego francuskiego dramaturga Sèbastiena Thièry. W inscenizacji w Teatrze Ateneum wyglądało to tak: Tyniec przychodzi do banku, odpowiada na pytania urzędniczki, kim jest z zawodu i co robią jego rodzice mieszkający w familioku na Śląsku. I nagle po zebraniu tych danych okazuje się, że klient nie może podjąć pieniędzy ani, co gorsza, opuścić budynku, ponieważ dopuścił się przestępstwa zmiany kasty właśnie...

W trakcie rozmowy orientujemy się, że sympatyczna gra karciana, która towarzyszy nam w wieczornej dyskusji, to też gra klasowa! Osoba, której uda się zostać Wielkim Dalmutim, siedzi - zgodnie z zasadami zabawy - na najwygodniejszym fotelu i ma koło siebie chipsy oraz ciastka. A reszta graczy (na twardych krzesełkach) stara się awansować na drabinie społecznej, co nie jest łatwe, bo ci, którzy przegrali w poprzedniej rundzie, muszą oddawać wygranym najlepsze karty. "Tak jak prawdziwe życie, tak i ta gra rzadko kiedy jest sprawiedliwa. Ciężko jest utrzymać swoją pozycję społeczną, a jeszcze ciężej wspiąć się wyżej" - głosi instrukcja gry Wielki Dalmuti. Co racja, to racja... Ale grę - mimo jej kastowości - gorąco polecam!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz