niedziela, 10 sierpnia 2014

TELEFON KOMÓRKOWY

Oglądałam ostatnio po raz kolejny film "Lola rennt" w reżyserii Toma Tykwera, jeden z moich ulubionych miemieckich filmów - obok "Goodbye, Lenin" i "Das Leben der Anderen". W pewnym sensie "Biegnij, Lola, biegnij" po 18 latach od nakręcenia wciąż porusza tak samo, jak kiedyś  - w końcu miłość i inne silne emocje są ponadczasowe. Ale ta w dużej mierze uniwersalna historia, w której ważną rolę gra notabene worek wypełniony markami niemieckimi, już dziś nie mogłaby się wydarzyć. Podobnie jak wiele innych. Dlaczego? Bo cały plot - powiązany w tym przypadku z telefonowaniem z budki - nie dałby się już tak misternie upleść czasach telefonów komórkowych.

Handy zmienił nie tylko nasze życie, ale i współczesną filmografię. Nie ma już scen szukania budek telefonicznych, nie ma pukania do drzwi i proszenia o możliwość zatelefonowania - a przecież tak zaczynało się kiedyś wiele ciekawych historii...

Ale nie ma co żałować przeszłości. Handy odebrał filmom co prawda pewien potencjał, lecz otworzył przed nimi także wiele nowych możliwości. Kieszonkowy telefon awansuje dziś często do roli pełnoprawnego uczestnika historii, a rozmowy  z niego wykonywane wpływają na losy bohaterów. W klaustrofobicznym "Pogrzebanym" na przykład Paul Conroy używa go do oświetlania podziemnej trumny i do kontaktu ze światem. A w „Komórce” z 2004 roku rozmowa pomiędzy kobietą będącą w niebezpieczeństwie a przypadkowym dwudziestolatkiem, którego prosi o pomoc, zmienia bieg całej akcji. Nie wspominając już o "Matrixie" czy productplacementowym Bondzie. 

Kiedyś datę nakręcenia współczesnych obrazów można było łatwo określić po modelach samochodów, dziś w zgadywance pomaga malejąca wielkość komórek. O tempora, o mores! 

  Źródło: www.cinema.de

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz